Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/157

Ta strona została przepisana.

Tak błąkając się po ogrodzie, doszedł do małego sztucznego jeziorka, które znajdowało się na południowej stronie parku i w jednym swym końcu tworzyło kaskadę wiernie naśladującą wodospad lasku Bulońskiego.
— Gdzie odpływają wody tej kaskady — zapytał siebie Marceli.
Spływała ona do małej rzeczki, która zakreśliwszy kilkanaście łuków, znikała na krańcu parku.
Musiał przeto znajdować się tam upust, który prawdopodobnie rzeczka napełniała, poczem wymykała się jednym z podziemnych kanałów, zraszających płaszczyznę położoną poza obrębem Stahlstadt’u.
Marceli dopatrzył w tem możności ucieczki. Nie była to naturalnie szeroka brama, zawsze jednak był to sposób wydobycia się ze Stahlstadt’u.
A jeżeli kanał zamknięty jest kratą żelazną — odezwał się głos ostrożności.
— Kto nic nie ryzykuje, nic też nie ma! Piłki nie dla zabawy zostały wynalezione, a jest ich niemało, i to doskonałych w laboratoryum! — odpowiedział głos inny ironiczny; głos co zwykle dyktuje śmiałe przedsięwzięcia.
W dwie minuty Marceli powziął postanowienie. Przyszła mu myśl — pyszna myśl — niemożebna do urzeczywistnienia może, ale