dzieł na kilka milionów. Były to modele z drzewa, przedstawiające wszystko to, co fabryka Schultze’a wykonała od chwili, jak została założoną; łatwo się domyślić, że nie brakło tam modeli dział, torpili i granatów.
Noc była ciemna, a zatem stosowna do śmiałego projektu, który młody Alzatczyk ułożył był sobie. Przygotowując się ostatecznie do ucieczki, zamierzył zniszczyć jednocześnie muzeum modeli Stahlstadt’u. Ah! gdybyż mógł zburzyć wraz z kazematą i działem, które w niej stało, potężną i nieulegającą zniszczeniu, Wieżę Byka! Ale nie było co myśleć o tem.
Pierwszem staraniem Marcelego było wyszukać między narzędziami małą stalową piłkę, mogącą piłować żelazo; wsunął ją zaraz do kieszeni swojej. Potem, śmiałą, pewną ręką potarł zapałkę o pudełko, które wydobył z kieszeni, i płomień jej zbliżył do stosu tek z rysunkami i lekkich modeli z sosnowego
drzewa, złożonych w kącie sali.
Zrobiwszy to, wyszedł.
W chwilę potem ogień, podsycony palnymi materyałami, wybuchnął ogromnym płomieniem, który w tysiącznych językach przedarł się przez okna. Natychmiast dzwon uderzył na trwogę; strumień elektryczny poruszył wszystkie dzwonki w rozmaitych cyrkułach
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/163
Ta strona została przepisana.