w Mieście-Francyi śmiertelność w ciągu tych lat pięciu była tylko jak półtora na sto. I do tej cyfry jeszcze przyczyniła się mała epidemia błotnista, która się pokazała w pierwszym roku. W tym zaś ostatnim, osobno wziętym, cyfra ta równa się tylko jednemu i ćwierć. Zachodzi przytem jedna okoliczność jeszcze ważniejsza; z małym tylko wyjątkiem, wszystkie przypadki śmierci tam zaszłe, były następstwem chorób specyficznych, właściwych i najczęściej dziedzicznych. Choroby przypadkowe były bez porównania rzadsze i mniej niż gdziekolwiek indziej niebezpieczne. Co do właściwych epidemii, tych wcale nie było.
»Dalsze rozwijanie się tej próby bardzo będzie zajmujące. Ciekawem będzie mianowicie przekonać się, czy taki sposób życia zastosowany do przepisów nauki, wpływem swoim na całe pokolenie a tembardziej na pokoleń kilka nie osłabi usposobienia do chorób dziedzicznych.
»Bez żadnej zarozumiałości możemy się tego spodziewać — pisze jeden z założycieli tego dziwnego miasta, a w tym razie, jakże wielkim będzie rezultat! Ludzie żyjący do dziewięćdziesięciu, lub stu lat, umierający tylko ze starości, jak większa liczba zwierząt, jak rośliny!
»Jakże ponętnym jest taki ideał!
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/186
Ta strona została przepisana.