Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/208

Ta strona została przepisana.

— Uciekłem właśnie ze Stahlstadt’u rzekł — Herr Schultze skazał mię na śmierć. Bóg pozwolił mi trafić do was na czas jeszcze, na tyle przynajmniej, bym spróbował, czy nie potrafię ocalić was. Nie dla wszystkich tutaj jestem nieznajomym. Mój czcigodny mistrz, doktor Sarrasin, powie wam, spodziewam się, że pomimo powierzchowności, pod którą sam siebie poznać nie mogę, można zaufać Marcelemu Bruckmanowi!
— Marceli! — zawołali jednocześnie doktor i Oktawiusz.
Obaj chcieli rzucić się ku niemu.
Nowy ruch zatrzymał ich.
Był to w istocie Marceli, cudem uratowany. Wyłamawszy kratę kanału w chwili, kiedy brak powietrza miał go udusić, prądem wody został uniesiony jak ciało bez życia. Na szczęście krata zamykała właśnie obwód Stahlstadt’u i w dwie minuty później Marceli został wyrzucony na brzeg rzeki, wolny na koniec, jeżeli wróci do życia!
Kilka długich godzin odważny młodzieniec przeleżał nieruchomie, w noc ciemną, w pustem polu i zdala od wszelkiej pomocy.
Dzień już był, kiedy odzyskał zmysły. Przypomniał sobie wówczas wszystko... Dzięki Bogu, wydostał się nakoniec z przeklętego Stahlstadt’u! Nie był już w niewoli. Cała myśl