Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/212

Ta strona została przepisana.

zwyciężył nas swoim obmierzłym wynalazkiem?..
Nagle, wyciągnął z kieszeni swoje notatki, zrobił ruch człowieka, który prosi o milczenie, i z ołówkiem w ręku, gorączkowo nakreślił kilka cyfr na jednej ze stronnic swojej książeczki. Powoli czoło jego rozchmurzało się, i twarz rozjaśniała:
— Ah! moi przyjaciele — zawołał — moi przyjaciele! Albo te oto cyfry kłamią, albo wszystko, czego obawiamy się, rozwieje się, jak przykry sen przed oczywistością problematu balistyki, którego rozwiązania szukałem dotąd daremnie! Niebezpieczeństwo, które nam grozi, jest urojeniem tylko! Na ten raz, nauka jego błądzi! Nic z tego, co nam zapowiedział, nie stanie się, nie może się stać! Jego straszny granat przejdzie ponad Miastem-Francyą, nie tknąwszy go, i teraz pozostaje nam już tylko obawiać się o przyszłość!
Co chciał powiedzieć Marceli?! Nikt go nie rozumiał!
Wówczas młody Alzatczyk wyjaśnił rezultat rachunku, który nakoniec udało mu się zrobić. Głos jego czysty i donośny tak dobitnie przedstawił rzecz całą, że zrozumieli ją nawet ci, co nie posiadali nauki. Jasność nastąpiła wówczas po ciemności, spokój po trwodze. Pocisk nietylko nie miał dotknąć miasta