Nie nazywam się Schwartz i nie jestem Szwajcarem. Jestem Alzatczykiem. Nazwisko moje jest Marceli Bruckmann. Jestem inżynierem niezłym, jeżeli mam panu wierzyć, ale przedewszystkiem jestem Francuzem. Jesteś nieubłaganym nieprzyjacielem mego kraju, moich przyjaciół, mojej rodziny. Powziąłeś haniebne zamiary przeciw tym wszystkim, których kocham. Odważyłem się na wszystko, wszystko zrobiłem, by je poznać! Zrobię wszystko, by je zniweczyć.
»Spieszę donieść panu, że pierwszy cios jego chybił, że cel twój, dzięki Bogu, został niedopięty i że nie mogło być nawet inaczej! Pomimo to wszakże — wyznać muszę — że armata pańska jest arcycudowną, ale pociski, które pod takim ładunkiem prochu wyrzuca i które mogłaby wyrzucać, nikomu nie zrobią
nic złego! Nigdy nie spadną nigdzie. Przeczuwałem to, a dzisiaj jest już faktem spełnionym na wielką sławę pańską, że doktor Schultze wynalazł straszne działo zupełnie nieszkodliwe.
»Z przyjemnością zatem dowiesz się pan, że widzieliśmy granat nadto wydoskonalony, jak o godzinie jedenastej, czterdzieści pięć minut i cztery sekundy, przeleciał po nad miastem naszem. Dążył ku zachodowi, krążąc w próżni, i tak wirować będzie aż do końca
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/215
Ta strona została przepisana.