ten monstrualny twór pod ogólne prawo cywilizacyi. Kilku członków kongresu osobiście interesowanych było w tej sprawie; z wielu względów prośba przemawiała do charakteru amerykańskiego i należało przypuszczać, że będzie miała zupełne powodzenie. Na nieszczęście, kongres nie obradował wówczas, i obawiano się, że nie jedna przeszkoda zajdzie, zanim prośba zostanie mu przedstawioną.
Tymczasem w Stahlstadzie wszystko zatrzymało się na miejscu, i piece gasły jeden po drugim.
To też wielki popłoch zrobił się między tą ludnością dziesięciu tysięcy rodzin, które żyły z fabryki. Ale co robić? Pracować dalej na rzecz zapłaty, która może i za pół roku nie nastąpi, a może nigdy nie nadejdzie? Nikt nie był zdania tego. A zresztą, jaka praca być mogła? Źródło obstalunków wyschło wraz z innemi źródłami. Wszyscy klienci Herr Schultze’a czekali prawnego rozwiązania sprawy, zanim odnowią dawne stosunki z fabryką. Naczelnicy oddziałów, inżynierowie i nadzorcy nie mogli działać, nie mając rozkazów.
Były zebrania, meetingi, mowy, projekty, ale planu nie zrobiono żadnego, bo niepodobna było zrobić go. Przerwa w pracy wiodła za sobą orszak nędzy, rozpaczy i występków. Pracownie wypróżniały się, oberże napełniały.
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/236
Ta strona została przepisana.