Sigimer potrząsł głową.
— Niema rozkazu! — rzekł. — Wejść tu nie wolno bez rozkazu!
— Czy możesz przynajmniej zawiadomić Herr Schultze’a, że jestem tutaj i chcę z nim pomówić?
— Herr Schultze tutaj nie! Herr Schultze odjechać! — odrzekł olbrzym z odcieniem smutku.
— Ale gdzież jest? Kiedy wróci?
— Nie wiedzieć? Rozkaz nie zmienić! Nikogo wejść bez rozkazu!
Marceli nic więcej nie mógł wydobyć z Sigimera, który na wszystkie pytania jego ze zwierzęcym uporem, odpowiadał temi przerywanemi słowami. Oktawiusz zniecierpliwił się nareszcie:
— Na co prosić o pozwolenie wejścia? — rzekł, daleko prościej wziąć je gwałtem!
I pchnął drzwi, próbując wysadzić je. Ale łańcuch stawił opór; z większą niż Oktawiusza siłą przyciśnięto drzwi z drugiej strony i zamknięto je, zasuwając rygle.
— Musi ich być kilku za tą deską! — zawołał Oktawiusz, upokorzony trochę tym rezultatem.
Przyłożył oko do dziury zrobionej świdrem i wydał okrzyk zdziwienia:
— Jest tam drugi olbrzym!
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/252
Ta strona została przepisana.