Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/018

Ta strona została przepisana.

gałęź, na której wisiał i naruszyła ją dwa cale po nad głową.
W dwanaście może sekund potem gałąź ułamała się a fakir spadł do fosy.
Kto inny byłby się zabił, on powstał zdrowy i cały. Powstać, przeleźć drugie szkarpy pośród nowego gradu kul, które go również nie dosięgły, zniknąć w cieniach nocy, było już tylko igraszką dla zbiega.
O dwie mile dalej przechodził niespostrzeżony koło namiotów wojska angielskiego obozującego poza murami Aurungabad. O dwieście kroków dalej zatrzymawszy się obrócił i podniósł rękę skaleczoną ku miastu, wyciągając ją wymawiał te wyrazy:
— „Biada tym którzy wpadną jeszcze kiedykolwiek w moc Dandu-Pant! Anglicy wyście nie skończyli jeszcze z Nana Sahib!”
Nabab raz jeszcze rzucił zdobywcom Indyi, jak groźne wyzwanie, wojenne swoje przezwisko, jedno z najgroźniejszych z tych wszystkich, które podczas strasznego buntu w 1857 tak krawym[1] zasłynęły rozgłosem.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – krwawym.