i zanim słoń jego mógł się puścić w podróż. Biedak nie miał nawet tej uciechy, aby choć raz przejechać się w swoim przenośnym domu. Spadkobiercy jego nie tak bujną obdarzeni wyobraźnią, spoglądali na moje dzieło z zabobonną trwogą, uważając je za wymysł szaleńca, chętnie więc pozbyli go się za marne pieniądze. Teraz wiecie już kochani przyjaciele, jakim sposobem my jedni na całym świecie, za to ręczyć mogę, mamy do rozporządzania słonia parowego o sile ośmdziesięciu koni.
— Brawo! brawo Banks! wykrzyknął kapitan Hod. Znakomity inżynier umiejący być zarazem artystą i poetą w żelazie i stali, to istny biały kruk.
— Gdy po śmierci rajaha, nabyłem jego ekwipaż, nie miałem odwagi zniszczyć mojego słonia i przywrócić
lokomotywie jej zwykle kształty.
— I dobrześ zrobił, rzekł kapitan, pyszny i okazały jest ten twój słoń. A jakież to zdziwienie wywoła ten zwierz olbrzymi, gdy wieźć nas będzie wśród równin i jungli (żungli) Indostanu. Wielki jest pomysł tego rajaha! a my wprowadzimy go w wykonanie, wszak prawda pułkowniku?
Pułkownik Munro prawie się uśmiechnął, co było nieomylnym znakiem zezwolenia na projektowaną podróż.
Tak więc słoń stalowy, to jedyne w swoim rodzaju zwierzę, ten sztuczny Lewiatan, miał stać się przenośnym domem czterech anglików, zamiast służyć do przejażdżek najbogatszego z rajahów indyjskich, jego licznego dworu i służby.
Oto jak urządzona była ta lokomotywa drożna, do której Banks zastosował umiejętnie tegoczesne naukowe udoskonalenia i wynalazki.
Cały mechanizm, walce,(cylindry) skrzynki i pompa zasilająca, mimowody (ekscentryki) umieszczone zostały
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/064
Ta strona została przepisana.