Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/075

Ta strona została przepisana.

Gdy Banks zapytał pułkownika Munro, w jakim kierunku mamy podróżować, tenże odpowiedział:
— Rób co chcesz, kochany Banksie, zupełnie spuszczam się na ciebie, dla mnie zupełnie obojętne w którą udamy się stronę. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie; gdy dojedziemy do Benares, gdzie zamierzasz udać się ztamtąd?
— W kierunku północnym! zawołał kapitan Hod, drogą prowadzącą przez królestwo Udy do pierwszych pochyłości Himalai.
— Dobrze więc, moi przyjaciele, odrzekł pułkownik, może wtedy zapytam... ale dość będzie czasu później o tem mówić... zanim to nastąpi jedźcie gdzie i jak chcecie.
Ta odpowiedź pułkownika Munro zadziwiła mnie nieco, wyraźnie miał jakąś myśl ukrytą. Czyżby dla tego tylko zgodził się na tę podróż iż spodziewał się, że może przypadek odkryje mu czego pomimo najusilniejszych poszukiwań wynaleźć nie mógł? Czy myślał, że jeśli Nana Sahib żyje, to najpewniej przebywa gdzieś w północnych Indyach? Czy żywił jeszcze nadzieję, że będzie mógł pomścić okrutną śmierć żony? Nie wiedziałem co zamyśla, ale byłem przekonany, że ukrywa jakieś zamiary i że Mac-Neil przypuszczony jest do tajemnicy.
W pierwszych godzinach poranku, zasiedliśmy wszyscy w salonie Steam House. Drzwi i oba okna werandy były otwarte, a punka poruszająca powietrze chłodziła temperaturę. Olbrzym stalowy posuwał się dość umiarkowanie z prędkością jednej mili na godzinę, gdyż tak życzyliśmy sobie, pragnąc dobrze rozejrzeć się w przebywanych okolicach.
Gdyśmy mijali przedmieścia Kalkutty, pobiegło za nami dosyć Europejczyków zadziwionych widokiem na-