Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/076

Ta strona została przepisana.

szego niezwykłego ekwipażu, oraz tłumy Indyan przypatrujących mu się z podziwieniem i trwogą zarazem. Wszyscy przechodnie zatrzymywali się zdumieni, nie tyle jeszcze przepysznemi wagonami, ile widokiem olbrzymiego słonia, który je ciągnął buchając kłębami pary.
O dziesiątej podano do stołu w sali jadalnej; rozprawiliśmy się z przyrządzonem przez pana Parazard śniadaniem. które nam wszystkim bardzo smakowało.
Droga którą jechaliśmy ciągnęła się lewym brzegiem rzeki Hougly, cała ta przestrzeń jest formacyi aluwialnej.
— To, co widzisz, kochany Maucler'e, rzekł do mnie Banks, jest to podbój świętej rzeki dokonany na równie świętym golfie Bengalu, jest to działanie czasu. Nie znalazłby tu może ani garści innej ziemi nad naniesioną prądem Gangesu od granic Himalai. Rzeka ta ocierając się o górę, zabierała jej części aby utworzyć z nich grunta tej prowincyi, w której urządziła sobie łożysko.
— Aby je porzucać często dla innego! dodał kapitan Hod. Ach! ten Ganges to grymaśnik, fantastyk, dziwak pierwszej klasy. Na wybrzeżach jego wzniesiono miasto; otóż w kilka wieków później miasto stoi w dolinie, wybrzeża wyschły, a rzeka zmieniła kierunek i ujście. Tak się stało z Rajmachl i z Gaurem; niegdyś zmienna ta rzeka oblewała je swemi falami, dziś umierają z pragnienia w pośród wyschłych łanów pól zasianych ryżem.
— Czyż i dla Kalkutty nie należy obawiać się podobnego losu? zapytałem.
— Bardzo by to być mogło, odrzekł kapitan Hod.
— Bah! od czegoż my inżynierowie? rzekł Banks. W razie potrzeby potrafimy poskromić wybryki Gangesu, pourządzamy tamy, włożymy jej kaftan jak waryatowi.