Kilka godzin w Benarez.
Stała tedy otwarta przed nami szeroka droga, mająca doprowadzić nas przez Sasseram na prawy brzeg Gangesu. Jechaliśmy z prędkością dwóch i pół mili na godzinę i mieliśmy obozować wieczorem o dwadzieścia pięć mil od Gaya, w pobliżu małego miasteczka Sasseram.
W ogóle w Indyach drogi o ile można omijają rzeki i wody dla uniknienia stawiania mostów, których budowa na tych gruntach formacyi alluwialnej bardzo jest kosztowną. Gdzie nie dało się tak przeprowadzić drogi, aby rzeka jej nie przecinała, urządzone są starodawne promy, które nie zdołałyby jednak unieść naszego pociągu — ale szczęściem mogliśmy się bez nich obejść.
Tego dnia właśnie wypadało nam przebyć bystry prąd rzeki Sony, wpadającej do Gangesu; dokonaliśmy tego bez trudności. Słoń nasz zamienił się w przyrząd żeglarski; spuścił się wolno do rzeki po lekko spadzistem wybrzeżu i utrzymywał na jej powierzchni, szerokiemi łapami uderzał wodę jakby łopatkami koła rozpędowego, ciągnąc za sobą cały pociąg.
Kapitan nie posiadał się z radości.
— Dom przenośny! wołał z uniesieniem, dom który jest zarazem powozem i statkiem parowym! to mi rzecz...