— Nigdy niczego nie będę żałował w twoim towarzystwie, kapitanie.
— Jednakowoż, rzekł Banks, są jeszcze w okolicach północno - wschodnich ciekawe miasta, jak, Delhi, Agra, Lahor...
— Eh! kochany inżynierze, niewarto i mówić o tych nędznych mieścinach! zawołał Hod.
— Nędznych mieścinach! powtórzył Banks ależ to są wspaniałe miasta! Ale bądź spokojny, Maucler, dodał zwracając się do mnie, będę się starał abyś mógł zwiedzić te miasta, nie krzyżując myśliwskich planów kapitana.
Ah to wybornie! rzekł kapitan, to od dziś dopiero zacznie się dla mnie prawdziwa podróż! Potem zawołał donośnym głosem: „Fox!”
— Jestem panie kapitanie! rzekł służący jego stając i oddając ukłon wojskowy.
— Fox, opatrz i przygotuj dubeltówki karabiny i rewolwery.
— Już opatrzone i przygotowane.
— Wyczyść zamki!
— Już oczyszczone.
— Więc wszystko w porządku?
— Wszystko.
— Niechże jeszcze będzie w większym porządku jeżeli to możebne!
— Będzie panie kapitanie.
— Nie zadługo do listy stanowiącej twoją chlubę i chwałę, przybędzie trzydziesty ósmy,
— Trzydziesty ósmy! powtórzył Fox i oczy jego zaiskrzyły się ogniem. Przygotuję mu kulę, na którą nie powinien się użalać.
— Dobrze Fox, a teraz oddal się.
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/137
Ta strona została przepisana.