Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/163

Ta strona została przepisana.

Steam-House. Kapitan, choć tak znakomity strzelec, nie miał czasu pochwycić go w skoku.
— Foxie! Foxie! wołał kapitan i obaj wybiegli z werandy na wieżyczkę.
Czita wskoczyła tymczasem na drugi dach i w chwili kiedy kapitan miał dać ognia lampart wskoczył na ziemię i znikł w zaroślach.
— Wstrzymać, wstrzymać! wołał Banks na mechanika, który w jednej chwili powstrzymał parę i zahamował koła pociągu.
Kapitan i Fox zeskoczyli na drogę i rzucili się w gąszcz żeby wynaleść czitę.
Kilka chwil minęło. Oczekiwaliśmy z niecierpliwością czy też nie usłyszymy wystrzału... Dwaj myśliwy powrócili z próżnemi rękami.
— Umknął! zawołał kapitan.
— To moja wina! odrzekłem; szkoda że nie ty strzelałeś, kapitanie, niebyłbyś chybił.
— Ale i ty nie chybiłeś, tylko strzał nie padł w właściwe miejsce.
— Kapitanie, rzekł Fox, nie będzie to mój trzydziesty ósmy, ani pana czterdziesty pierwszy.
— Baa, odrzekł Hod z nieco przesadzoną obojętnością jakże możesz porównywać czitę z tygrysem. Gdyby to był tygrys kochany Mauclerze, pomimo całej przyjaźni nie zdobyłbym się na tę ofiarę aby ci ustąpić strzału.
— No chodźcie do stołu kochani przyjaciele, rzekł pułkownik, a dobre śniadanie was pocieszy.
— A to tem więcej, rzekł Mac Neil, że to wina jedynie Foxa.
— Moja wina? zawołał zdziwiony tem oskarzeniem.

— Nie inaczej, dubetlówka[1] którą podałeś panu Mauclerowi, śrutem tylko była nabita.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – dubeltówka.