Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/168

Ta strona została przepisana.

ptak ten czczony jest jak świętość, i strzelać do niego nie wolno.
— Pal licho wszystkie święte ptaki i tych co je uświęcają! zawołał kapitan. Dla zadośćuczynienia zjemy go z wielką skruchą — ale z dobrym apetytem.
Rzeczywiście w Indyach, w tym kraju braminów, od czasu pojawienia się pawi, jeszcze za czasów wyprawy Aleksandra, uchodzą one za święte ptaki i jak największą czcią są otoczone. Indusi uczynili pawia godłem bogini Sarawasti, która opiekuje się urodzinami i małżeństwami. Niewolno jest strzelać ani jakimbądź sposobem wytępiać tych ptaków pod nader surowemi karami, zatwierdzonemi prawem angielskiem.
Prześliczny był paw' z którego zabicia tak się ucieszył kapitan Hod; miał wielkie, ciemno-zielone, z metalicznym połyskiem skrzydła, jakby obwiedzione złotą obwódką, pyszny i wielki ogon rozkładał się jak wachlarz.
— No, wracajmy! krzyknął kapitan. Jutro pan Parazard uraczy nas pawiem, na przekor wszystkim braminom indyjskim.
— Jesteś przecież zadowolniony nareszcie, kochany kapitanie.
— Tak, z ciebie, ale z siebie bynajmniej. Los ciągle mi dziś nie sprzyjał... musi się poprawić na drugi raz.
Zwróciliśmy się nareszcie ku obozowisku, odległemu teraz blizko o trzy mile. Szliśmy drożyną wśród jungli bambusowych, ja z kapitanem obok siebie, Gumi parę kroków za nami, niosąc zabitego pawia. Ściemniło się mocno, musieliśmy szukać drogi. Wtem nagle, w gęstwinie na prawo, straszny ryk rozległ się w powietrzu; ryk ten tak mnie przeraził, iż zatrzymałem się mimowolnie.
Kapitan pochwycił mnie za rękę.
— Tygrys! zawołał, i zaklął potężnie. Kroćstoty-