magał się, jeźli nie wypoczynku, to przynajmniej starannego obejrzenia. Mieliśmy zatem spędzić tu pozostające pół dnia i noc nadchodzącą.
Taki dom zajezdny nazywają tu karawanseraj; wznosi się on przy wielkich drogach publicznych w kształcie czworobocznego budynku otaczającego wewnętrzny dziedziniec; cztery wieżyczki, zdobiące go zwykle po rogach, nadają mu całkiem wschodnią postać. Każdy taki karawanseraj zaopatrzony jest w odpowiednią liczbę służby, składającej się z tak zwanego „bisti,” obowiązanego nosić wodę, z kucharza zadawalniającego mało wymagających podróżnych, poprzestających na kurczętach lub jajach, z „kansama” to jest dostarczyciela żywności, z którym wprost można się umawiać o pożywienie, zazwyczaj bardzo tanio sprzedawane.
„Peon” to jest nadzorca karawanseraju, jest to ajent szanownej kompanii, do której należy większa część tych zakładów, zostających pod dozorem okręgowego inżyniera.
Takie karawanseraje podlegają dziwnej ale ściśle zachowanej regule: każdemu podróżnemu wolno przebywać w nich przez 24 godzin, lecz jeźli pragnie zabawić dłużej, powinien mieć na to pozwolenie od nadzorującego inżyniera, w przeciwnym razie pierwszy lepszy przybywający Anglik czy Indyanin, ma prawo żądać, aby mu ustąpił miejsca.
Zaledwie zatrzymaliśmy się, nasz olbrzym stalowy wywarł zwykłe wrażenie, to jest powszechną zwrócił uwagę; przyznać jednak trzeba, że obecni goście karawanseraju spoglądali na niego z pogardą, zbyt jednak przesadzoną, aby była rzeczywistą. Wprawdzie nie byli to zwykli śmiertelnicy podróżujący dla interesów lub przyjemności, ani oficerowie angielscy wracający do pułków stojących nad granicą nepaulską, ani też kupcy in-
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/174
Ta strona została przepisana.