Orszak księcia składał się z pięciuset osób. Zewnątrz karawanseraju, na płaszczyznie ocienionej wielkiemi drzewami, dwieście wozów stało uszykowanych symetrycznie, tworząc wielkie obozowisko. Do jednych zaprzężone były woły zebu, do innych bawoły, trzy przepyszne słonie dźwigały bogate palankiny, oprócz tego stało gotowych dwadzieścia wielbłądów które zaprzęgają się à la Daumont. Karawanie tej nie brakło ani muzykantów zachwycających uszy jego, ani zabawiających go sztukmistrzów i kuglarzy. Orszak ten uzupełniało trzystu nosicieli i dwustu halabardników, których żołd wyczerpałby każdy skarbiec, prócz skarbca niezależnego radży indyjskiego.
Muzykanci grali na tamburynie, cymbałach, tamtam, i należeli do tej szkoły, co to dźwięki zastępuje hałasem; rzempolili także na gitarze i skrzypcach, które nigdy nie były nastrajane.
Pomiędzy kuglarzami znajdowali się tak zwani „sapwallah” czyli poskromiciele wężów „nutnisowie,” bardzo biegli we władaniu szablą; akrobaci tańczący na linie z piramidą garnków na głowie a z rogami bawolemi u nóg i sztukmistrze umiejący zamieniać w jadowite „kobrasy” stare skóry wężów, lub też jadowite uczynić nieszkodliwemi.
Bajadery zaś należały do tej klasy ślicznych „bundelisek” tak poszukiwanych przez wyprawiających wieczoy[1], podczas których zabawiają zebranych śpiewami i tańcem. Były one ubrane bardzo przyzwoicie, w szaty muślinowe haftowane złotem, lub w plisowane spódniczki i szerokie szarfy, które tańcząc przerzucają nader zręcznie; prócz tego stroiły ich bogate klejnoty, bransolety, pierścienie na palcach rąk i nóg, a przy kostkach miały srebrne dzwoneczki. W takich ubraniach wykonywają słyn-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – wieczory.