Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/180

Ta strona została przepisana.

— Przyjaciel mój powiedział, co i ja potwierdzam, że ten sztuczny zwierz mocen jest stawić opór sile dziesięciu par koni, a razem sprzężone pańskie trzy słonie, nie zdołałyby na krok ruszyć go z miejsca.
— Zupełnie temu nie wierzę, odrzekł książę.
— I w tem mylisz się pan najzupełniej, rzekł kapitan Hod.
— A jeźli wasza wysokość przeznaczysz odpowiednią sumę, obowiązuję się wystawić mu słonia o sile dwudziestu najsilniejszych, jakie posiadasz.
— Tak się to mówi, odrzekł oschle Guru Sing.
— I tak się robi, odpowiedział Banks.
Książę zaczynał się niecierpliwić; widać było iż nie znosił zaprzeczania.
— Czy możnaby zaraz zrobić próbę? zapytał po chwili namysłu.
— A można, odrzekł inżynier.
— A nawet, dodał książę, próba mogłaby zarazem stanowić wysoki zakład jeźli tylko nie cofniesz się z obawy przegrania, jakby to zapewnie uczynił i wasz słoń, gdyby miał współubiegać się z moimi.
— Stalowy olbrzym miałby się cofnąć przed walką! krzyknął kapitan Hod, kto śmie to mówić?...
— Ja, odrzekł Guru Sing.
— I jakiż książę stawiłbyś zakład? zapytał inżynier, krzyżując ręce na piersiach.
— Cztery tysiące rupij, odrzekł tenże, jeźli masz do przegrania taką sumę.
Wynosiło to około 10.000 fr. zakład to nie mały. Kapitan byłby chętnie trzymał i podwójny zakład, ale skromne jego fundusze nie pozwalały na to.
— Odmawiasz! rzekł jego wysokość, dla którego 4.000 rupii było bagatelą, boisz się ryzykować marnej sumki?