Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/188

Ta strona została przepisana.

owi starzy partyzanci, walczący z najezdnikami pod wodzą Tippo Sahiba; tu zrodzili się także Tugowie, ci sławni dusiciele, będący tak długo postrachem Indyi, fanatycy i mordercy, którzy bez przelania jednej kropli krwi wymordowali niezliczoną liczbę ofiar; tu zgraje Pindarissów bezkarnie najstraszniejszych dopuszczali się mordów; tu także szukał schronienia Nana-Sahib, zdoławszy zbiedz przed pogonią zwycięzkich wojsk angielskich, zanim zdołał ukryć się w niedostępnem schronieniu na granicy indo-chińskiej.
Na wschód Gudwany leży Kundystan, czyli kraj Kundów. Taką nazwę noszą dzicy sekciarze Tado Pennora, bożka ziemi i Munk Saro, czerwonego bożka bojów, krwiożerczy zwolennicy „meriah'ów” czyli ofiar z ludzi, którym Anglicy tak gorąco pragną położyć koniec, i w tym celu długie i trudne przeciw tym barbarzyńcom zarządzali wyprawy. Nie ma tak strasznych okrucieństw i mordów, przed któremi cofnęliby się dzicy ci barbarzyńcy, gdyby podniecała ich ku temu jakaś potężna i zuchwała prawica, pod pozorem walki religijnej.
Na zachód Gudwany mieszka około dwóch milionów Bilów: niegdyś był to lud potężny, dziś podzielony na klany, stracił na sile; zawsze prawie pijani wódką z drzewa „mowah,” ale silni, śmieli, odważni, gotowi do łupieztwa i walki.
Tak więc Nana-Sahib umiał wybierać miejscowość; wiedział dobrze iż jeźli mu się uda przeprowadzić swoje zamiary w tej środkowej części półwyspu, nie będzie to już bunt wojska, ale wielkie powstanie narodowe, w którem przyjmą udział wszystkie kasty Indusów.
Chcąc oddziaływać skutecznie na ludność, trzeba było osiedlić się w kraju i korzystać z każdej nastręczającej się sposobności, a więc należało przedewszystkiem