— Nie... z wyjątkiem jednej kobiety, od lat trzech błąkającej się w dolinie Nerbuddy.
— Cóż to za kobieta?
— Nie wiem tego, odrzekł Gund; ani ja, ani nikt z całej okolicy nie umiałby powiedzieć kto ona i zkąd przychodzi. Tego nawet niemożna się było dowiedzieć czy jet[1] Induską czy cudzoziemką.
Balao Rao pomyślał chwilę, poczem zapytał znowu:
— Cóż porabia ta kobieta?
— Przychodzi tu i znów odchodzi, żyje tylko z jałmużny. Okoliczni mieszkańcy otaczają ją jakąś zabobonną czcią. Ja sam kilka razy dawałem jej przytułek w moim paalu. Nikt nigdy ani jednego słowa z ust jej nie słyszał, zdaje się jest niemową. W nocy przechadza się z zapalonem w ręku łuczywem; nikt nie nazywa jej inaczej jak „Błędnym Ognikiem.”
— Lecz jeśli ta kobieta zna drogę do tego paalu, mogłaby przyjść tu podczas naszego pobytu, czyż więc z tej strony nie grozi nam jakie niebezpieczeństwo? zapytał Balao Rao.
— Bynajmniej; ta kobieta jest obłąkaną. Nic nie myśli i nic nie rozumie; patrzy nie widząc, słucha nie słysząc; język jej słowa wymówić nie zdolny. Słowem jest jakby niewidoma, głucha, niema, rzeczy zewnętrzne nie istnieją dla niej. To waryatka, a waryatka to trup żyjący.
W tej mowie, właściwej góralom induskim, Gund skreślił wierny obraz niepojętej istoty, którą zwano powszechnie w całej dolinie „Błędnym Ogniskiem” Nerbuddy.
Blada, piękna jeszcze, niestara ale przestarzała twarz tej kobiety, pozbawiona wszelkiego wyrazu, nie dozwalała dojść ani pochodzenia ani wieku. Zdawało się że błędne jej oczy postradały życie umysłowe z powodu strasznej jakiejś sceny, na którą dotąd patrzyły „wewnętrznie.”
- ↑ Błąd w druku; powinno być – jest.