Obydwa wraz z towarzyszami zwrócili się ku północnemu wybrzeżu jeziora i szli niem aż do pewnej odosobnionej zagrody gdzie konie czekały na nich. Były to nader bystre i silne rumaki, którym Indusi dają strawę bardzo korzenną; zdolne one są przebyć 60 mil (angielskich) w ciągu jednej nocy. O godzinie ósmej pędzili drogą wiodącą z Bopalu ku górom Vindyas.
Przezorność nakazywała nababowi przed świtem przybyć do paalu Tandit, aby nie dostrzeżono przejazdu jego przez dolinę. Pędzili więc co koń wyskoczy.
Nana Sahib i Balao Rao jechali obok siebie milcząc, obaj jedną zajęci myślą. Wracali z wycieczek swoich więcej jak z nadzieją, z pewnością że licznych dla swej sprawy zjednali stronników. Cała ludność środkowych płaszczyzn Indyj czekała tylko umówionego znaku; oddziały wojska porozrzucane na tak rozległej przestrzeni nie zdołają odeprzeć pierwszego zaraz napadu powstańców. Po ich wytępieniu powstanie ogarnie kraj cały i wojska królewskie zostaną wymordowane przez miliony sfanatyzowanych Indusów.
Obok tych wielkich planów, Nana Sahib myślał także o szczęśliwym trafie, dzięki któremu, będzie mógł dostać w moc swoją pułkownika Munro. Pułkownik opuścił przecie nareszcie Kalkuttę, w której nie mógł go dosięgnąć; odtąd nabab będzie wiedzieł[1] o każdym jego kroku. Kalagani potrafi sprowadzić go w dzikie okolice górskie, a tam wpadnie w moc jego i nikt nie zdoła uchronić go od męczarni jaką gotuje mu zemsta Nana Sahiba.
Balao Rao nic nie wiedział dotąd coBengalis powiedział jego bratu; dopiero dojeżdżając do paalu Tandit, w chwili gdy zatrzymali się aby nieco wytchnąć koniom, Nana Sahib rzekł do niego:
- ↑ Błąd w druku; powinno być – wiedział.