bawem tę wiadomość po całym półwyspie, i pułkownik Munro wyczytał ją w gazecie Allahabadu, z d. 26. maja.
Tym razem niemożna było powątpiewać o śmierci Nana Sahiba. Stwierdzono jego tożsamość, i dzienniki mogły pisać na pewnej podstawie: „Odtąd Indye nie potrzebują już obawiać się okrutnego radży, który był przyczyną tak ogromnego rozlewu krwi, tylu tak strasznych dopuścił się mordów.”
Opuściwszy paal, obłąkana zeszła w łożysko Nazuru; zdawało się że z błędnych jej oczu buchają płomienie wewnętrznego ognia nagle w niej rozżarzonego, a usta powtarzały machinalnie nazwisko nababa.
Tak doszła do miejsca gdzie leżeli zabici; tu zatrzymała się przed tym, w którym żołnierze poznali Nana Sahiba. Twarz poległego napiętnowana była przerażającym wyrazem groźby; zdawałoby się że ten co żył tylko zemstą i dla zemsty, po śmierci nawet nie przestał nienawidzieć.
Obłąkana uklękła przy nim i położyła ręce na przestrzelonem ciele, a krew płynąca z ran zbroczyła jej odzież. Długo wpatrywała się w niego, potem wstała przecząco poruszając głową i poszła wolno łożyskiem strumienia.
Ale teraz znów Błędny Ognik szła jak zawsze bezmyślna i obojętna na wszystko, oczy przestały błyszczeć, usta nie powtarzały złowieszczego nazwiska Nana Sahiba.
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/203
Ta strona została przepisana.