Był to wielki sześcian zbudowany z grubych pni mocno utkwionych w ziemię, połączonych w górze grubą liną z pnączów. Dach także z pni był ułożony i nader mocno spojony ze ścianami. Widocznie budowniczemu tego schronienia chodziło o to aby było nadzwyczaj trwałe i mocne. Nigdzie nie widać było jakichś otworów ani wejścia. Po nad dachem unosiły się ruchome żerdzie, od jednej z nich spuszczała się długa pętlica, z bardzo grubych pnączów skręcona.
— Co to być może? zapytałem.
— Jest to po prostu pułapka, rzekł Banks przypatrzywszy się dobrze, ale zgadnijcie sami na jakie myszy zastawiona.
— A! łapka na tygrysy! zawołał Hod.
— Tak, a wejście zamknięte tarcicą podtrzymywaną pętlicą z pnączów, zawarło się skutkiem tego że zwierz jakiś zewnątrz poruszył tę tarcicę.
— Pierwszy raz w życiu napotykam podobną łapkę w lasach Indyi — doprawdy to nie godne myśliwego, rzekł Hod.
— Ani też tygrysa, dodał Fox.
— Tak, ale skoro chodzi o wytępienie tych dzikich zwierząt a nie o polowanie dla przyjemności, trzeba się uciekać do środków najprędzej prowadzących do celu. A zdaje mi się że ta pułapka wybornie jest do tego zastosowana.
— A ponieważ naruszona jest równowaga tarcicy podtrzymującej drzwi, zapewne zwierz jakiś musiał wpaść w pułapkę, rzekł pułkownik Munro.
— Zaraz przekonamy się o tem, rzekł Hod, a jeźli mysz żyje jeszcze...
Tu kapitan zrobił ruch jakby miał wystrzelić z karabina; wszyscy pochwyciliśmy za broń. Wtedy kapitan,
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/013
Ta strona została przepisana.