Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/023

Ta strona została przepisana.

Przypominało zupełnie urządzenie wędrownych menażeryi. Każda z sześciu klatek zakratowana z przodu, była podzielona na trzy przegrody; ruchome, wysuwane do góry ściany, dozwalały w razie potrzeby przepędzać zwierzęta z jednej przegrody do drugiej.
Obecnie w klatkach znajdowało się siedmiu tygrysów, dwa lwy, trzy pantery i dwa lamparty.
Mateusz Van Guit oznajmił nam, iż nie może opuścić tej miejscowości, dopokąd nie schwyta jeszcze dwóch lampartów, trzech tygrysów i jednego lwa. Wtedy dopiero dowiezie menażeryę swoją do kolei w kierunku Bombay.
Okazy zwierząt zamkniętych w klatkach były przepyszne, ale nadzwyczaj dzikie, nie miały jeszcze czasu oswoić się ze swoim położeniem. Wyły i ryczały przeraźliwie, kręciły się w klatkach, chcąc gwałtem je rozbić. Za zbliżeniem się nasżem wściekłość ich zwiększała się jeszcze, czego zdawał się nawet nie uważać dostawca.
— Biedne zwierzęta! rzekł z ubolewaniem kapitan.
— Czyż sądzisz pan że więcej są godne pożałowania od tych które zabijasz? zapytał oschle dostawca.
— Sądzę że nie tyle godne są pożałowania ile nagany że się schwytać dały, odparł kapitan.
Na lądach Afryki dzikie zwierzęta niekiedy skazane bywają na długi głód, gdyż mało tam jest przeżuwaków stanowiących główne ich pożywienie; inaczej rzecz się ma na półwyspie Induskim w okolicach Tarryani, gdzie znajduje się nadzwyczajna ilość bizonów, bawołów, zebusów, dzików, antylop, na które polują nieustannie lwy, tygrysy i pantery. Oprócz tego stada kóz, owiec jakoteż pilnujących je „rajotów” (pastuchów) łatwiej i pewnejdostarczają im zdobyczy. I dla tego chciwa ich dzikość żadnego nie ma wytłómaczenia.