Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/028

Ta strona została przepisana.

lwa afrykańskiego. W środkowych Indyach już prawie zaginęły, chroniąc się do Kattyanwaru, na puszczę Teil i w okolice Terryani. Żyjąc samotnie tak jak pustelnicy, wyrodne te lwy nie mogą odzyskać utraconych przymiotów przez przebywanie ze swymi współbraćmi — to też nie stawiam ich w pierwszym rzędzie zwierząt czworonożnych. Lwa można podejść i wymknąć mu się, z tygrysem nigdy się to nie uda.
— Ach! tygrysy! tygrysy! zawołał z uniesieniem kapitan Hod.
— Ach! tygrysy! powtórzył Fox.
— Tygrysowi oddałbym koronę! zawołał coraz więcej ożywiając się Mateusz Van Guit. Mówi się „tygrys królewski” a nie lew królewski — i bardzo słusznie. Całe Indye należą do tygrysa i w nim się streszczają. On najpierwszy żył na tych ziemiach i ma prawo uważać za najeźdźców nietylko przedstawicieli rassy anglo-saksońskiej, ale i synów rassy słonecznej... On to jest prawdziwym synem świętej ziemi Argawarta. To też zwierzęta te rozkrzewiły się licznie na całej powierzchni półwyspu nie porzucając ani jednej z okolic zamieszkałych przez ich przodków, od Komorinu aż do krańców himalajskich.
Żaden zwierz nie jest tak popłatny jak tygrys dobijają się o niego zarówno do menażeryi jak i do ozdoby królewskich ogrodów. A czy wiecie panowie w jaki sposób zabawiają rajahowie gości których najwięcej chcą uczcić? Oto każą przytoczyć klatkę z tygrysem królewskim, i postawić ją na środku obszernej płaszczyzny. Radża, goście jego, oficerowie i straż, wszyscy uzbrojeni są w lance, rewolwery, karabiny, i najczęściej na dzielnych siedzą rumakach. Konie te, przestraszone widokiem dzikiego zwierza i błyskawicami tryskającemi z jego oczu,