Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/040

Ta strona została przepisana.

przez nas do szpiżarni jego zwierzyny, urządził objad co się zowie doskonały.
Piwnica nasza dostarczyła wybornego wina, z których jeden szczególniej gatunek francuzkiego, tak smakował dostawcy, że pijąc nieustannie się oblizywał i cmokał językiem. Dość że po skończonym objedzie tak jakoś niepewnie stąpał, iż widocznem było że wino poszło mu nie tylko do głowy ale i w nogi.
Pożegnano się późnym wieczorem, a dzięki towarzyszom, Mateusz Van Guit mógł bezpiecznie wrócić do kraalu.
Przez kilka dni następnych czas był szkaradny, co zniewalało nas nie opuszczać Steam-House. Pragnęliśmy bardzo aby skończyła się pora deszczów, trwająca z przerwami od trzech miesięcy, gdyż jeżeli coś nie zmusi do zmiany ułożonego przez Banksa programu, już tylko sześć tygodni mieliśmy przepędzić w naszem sanitaryum.
Dnia 23 lipca kilku nadgranicznych górali po raz drugi przybyli do nas w odwiedziny. Wioska ich, zwana Suari, leżała tylko o pięć mil od naszego obozowiska, prawie na granicach Tarryani. Jeden z nich oznajmił nam że od kilku już tygodni tygrysica straszne w tej okolicy szerzyła zniszczenie. Dziesiątkowała wszelkie trzody, jeśliby tak trwało dłużej, musieliby opuścić wioskę, w której niepodobna byłoby mieszkać dłużej, bo nie tylko zwierzętom domowym ale i ludziom ciągłe zagraża niebezpieczeństwo. Wszelkie środki do jakich się uciekają, łapki, zasadzki, polowania, okazały się bezskuteczne; najstarsi górale nie pamiętają równie groźnego dzikiego zwierza.
Opowiadanie to podnieciło jeszcze myśliwski zapał kapitana Hod; niezwłocznie też oznajmił góralom iż uda się wraz z nimi do Suari ofiarując na ich usługi swoje doświadczenia i celne strzelanie, co z nadzwyczajną przy-