Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/049

Ta strona została przepisana.
V.

Napaść nocna.


Nieobecność pułkownika żywo zaniepokoiła nas wszystkich, jako dowód że zawsze myśli o tej przeszłości, którą pragnęliśmy zatrzeć w jego pamięci. Ale cóż było robić? niepodobna iść za nim, nie wiedząc w którą stronę granicy nepaulskiej skierował swe kroki.
Trzeba więc było czekać. Pułkownik wróci niezawodnie przed końcem sierpnia, ponieważ był to ostatni miesiąc, jaki mieliśmy spędzić w sanitaryum, przed udaniem się na południo-zachód, drogą idącą do Bombay.
Rana Kalagani’ego po kilku dniach o tyle się podgoiła, iż mógł wrócić do kraalu. W początkach sierpnia tak gwałtowne padały deszcze, iż nawet żaby mogłyby od nich dostać kataru, jak mówił kapitan Hod; przy końcu miesiąca pogoda ustaliła się nieco, dozwalając nam robić wycieczki w okolice Tarryani.
Często odwiedzaliśmy kraal, ale Mateusz Van Guit był bardzo niezadowolony, gdyż brakowało mu jeszcze lwa, dwóch tygrysów i dwóch lampartów, a pragnął opuścić tę okolicę w pierwszych dniach września.
Jakby na przekor, zamiast pożądanych, inni nieproszeni goście łapali się w jego zasadzki. I tak czwartego sierpnia w jedną z nich złapał się piękny niedźwiedź.