Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/053

Ta strona została przepisana.

czy niebezpieczeństwo jakie nie grozi pułkownikowi w tamtych okolicach, i tenże upewnił go że nie było już ani jednego ze stronników i towarzyszy Nana Sahiba na pograniczach Tybetu. Oznajmił iż bardzo żałuje że pułkownik nie wziął go za przewodnika, gdyż mógłby być mu bardzo pożytecznym w kraju, którego wszystkie zakątki zna doskonale.
Kapitan i Fox nie przestawali robić wycieczek w okolice Tarryani, i udało im się, choć nie bez narażenia się na niebezpieczeństwo, zabić znowu trzech jeszcze niewielkich tygrysów. Dwóch zabił kapitan, a trzeciego Fox.
— Czterdzieści ośm! rzekł kapitan, pragnący koniecznie dociągnąć do pięćdziesięciu.
Trzydzieści dziewięć! rzekł Fox smutnie, mniej o dziewięciu.
Za nic liczył panterę która padła od jego kuli.
Dnia 20. sierpnia złapał się nareszcie tygrys tak pożądany w dół urządzony przez dostawcę. Został zraniony wpadając w dół, ale nie tak niebezpiecznie jak to zwykle bywa. Za kilka dni mógł zostać wyleczony i zdrów dostawiony do Hamburga.
Sposób łapania w doły powinienby być używany wtedy tylko gdy chodzi o tępienie zwierząt, gdyż najczęściej pociąga śmierć ich za sobą, szczególniej jeźli wpadają w doły pourządzane dla słoni, które mają zwykle 15 do 20 stóp głębokości. Na dziesięć złapanych tak zwierząt, jedno zaledwie nie poniesie śmiertelnych uszkodzeń.
Obecnie już tylko jednego tygrysa brakowało Mateuszowi Van Guit do skompletowania swojej menażeryi, a pragnął schwytać go jak najprędzej aby mógł wyruszyć do Bombay.