jezioro do wybrzeża znajdującego się najbliżej stacyi Jubbulpore; a tak na jeziorze jak w całej tej części Bundelkundu, dwóch ludzi odważnych i roztropnych, pomagających sobie wzajemnie, łatwiej daleko niż jeden mogą dojść do zamierzonego celu. Czy chcesz towarzyszyć Kalagani’emu?
— W każdej chwili, pułkowniku.
— Nie potrzebuję nikogo, odrzekł Kalagani, ale jeźli pułkownik tego żąda, zgadzam się aby Gumi mi towarzyszył.
— A więc ruszajcie z Bogiem, rzekł Banks, i bądźcie tak przezorni jak jesteście odważni.
— Następnie pułkownik zawołał Gumi’ego, i po cichu dał mu jakieś zlecenia. W pięć minut potem, dwaj Indusi związawszy ubranie w węzełki trzymane po nad głową, rzucili się w fale jeziora. Mgła ciągle tak była gęsta, iż po kilku poruszeniach w wodzie, nie mogliśmy ich już dostrzedz.
Zapytałem pułkownika dlaczego żądał koniecznie aby Gumi towarzyszył Kalagani’emu?
— Wiecie co, przyjaciele, rzekł sir Edward Munro, dotąd nie podejrzywałem wierności tego Indusa, ale obecnie zdaje mi się iż to co nam mówił nie jest prawdą.
— Ja także podejrzywam go że chce nas oszukać.
— Co do mnie, nie dostrzegłem nic podobnego, rzekł inżynier.
— Jestem pewny, że ofiarując nam dopłynąć do lądu, Kalagani miał w tem jakieś swoje widoki, które ukrywa przed nami, rzekł pułkownik.
— Jakież mógłby mieć zamiary? spytał Banks.
— Tego nie wiem, ale niezawodnie nie dla szukania pomocy dla nas pragnie popłynąć do Jubbulpore.
— Co mówisz, pułkowniku? zawołał kapitan Hod.
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/114
Ta strona została przepisana.