Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/117

Ta strona została przepisana.

oświecało ono tylko niewielkie półkole przed Steam-House, tak więc nie mogliśmy dostrzedz wybrzeży. Jednakże coraz głośniejszy ryk i wycie zwiastowały że coraz więcej zbliżamy się do lądu. Widać gromada zwierząt musiała być bardzo liczna, i nic dziwnego, ponieważ wszystkie znajdujące się w tej części Bundelkundu, gaszą pragnienie w jeziorze Puturia.
— Żeby tylko Kalagani i Gumi nie stali się ich ofiarą, rzekł kapitan Hod.
— Co do Gumi’ego, nie od tygrysów grozi mu niebezpieczeństwo, odrzekł sir Munro.
Widocznie powzięte podejrzenia coraz więcej utwierdzały się w umyśle pułkownika Munro, a ja podzielałem je w zupełności. A jednak dobre sprawowanie się Kalagani’ego od czasu naszego przybycia w okolice Himalaya, niezaprzeczone usługi jakie nam oddał, poświęcenie jakiego dwukrotnie dał dowody, kiedy z narażeniem własnego życia, uratował sir Edwarda Munro i kapitana Hod — wszystko to przemawiało za nim. Lecz gdy raz zwątpienie i nieufność zrodzą się w umyśle, zapominamy co było, myśląc tylko i obawiając się o przyszłość.
Ale co mogłoby popychać Indusa aby nas zdradzał? Czyżby żywił dla nas jakąś osobistą nienawiść? niepodobna! żadnego przecie nie miał do tego powodu... I pocóż więc miałby ściągać nas w zasadzkę? daremnie łamaliśmy sobie głowy, żaden nie mógł wynaleźć jakiegoś prawdopodobnego powodu, to też z niewysłowioną niecierpliwością czekaliśmy rozwiązania naszego niepokojącego położenia.
Około czwartej rano, krzyki zwierząt ucichły nagle; ale to szczególniej zwróciło naszą uwagę, że nie stopniowo jedne po drugich, ale zdawało się że nagle, jak gdyby skutkiem nieprzewidzianego przestrachu. W jednej chwili