Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Z pomocą wiatru, bez trudności dopłynęliśmy do piasczystego wybrzeża. Brak pary nie dozwalał poradzić się bussoli i udać w kierunku drogi do Jubbulpore. Nie tracąc chwili czasu, pospieszyliśmy za kapitanem Hod, który najpierwszy skoczył na wybrzeże.
— Paliwa! szukajmy paliwa! krzyknął Banks; za godzinę pociąg będzie mógł ruszyć.
Łatwo było o drzewo, bo na gruncie leżało mnóstwo suchych gałęzi, które można było zużytkować natychmiast. Dość było nałożyć go na ognisko i napełnić niem tender. Wszyscy zabraliśmy się do roboty; sam tylko Kalut pozostał przy kotłe, podczas gdy my gromadziliśmy zapas wystarczający najmniej na dwadzieścia cztery godzin, aby można było dojechać do stacyi Jubbulpore, gdzie z łatwością zaopatrzymy się w węgiel. Pan Parazard będzie mógł pożyczyć sobie ognia od Kaluta i przyrządzić nam cobądź, byle tylko jako tako głód zaspokoić.
W jakie trzy kwadranse, para dosięgła dostatecznego ciśnienia, Olbrzym Stalowy został wprawiony w ruch i mógł wydostać się na wybrzeże tuż przy drodze.
— Do Jubbulpore! krzyknął Banks.
Ale Stor nie zdążył jeszcze nakierować regulatora, gdy na skraju lasu rozległy się wściekłe wrzaski, i banda złożona co najmniej ze stu pięćdziesięciu Indusów rzuciła się na Steam-House. Zanim zdołaliśmy zrozumieć co się dzieje, wieża Stalowego Olbrzyma, wagon, przód i tył pociągu zostały przez nich opanowane. Pochwycili nas i odciągnęli o jakie pięćdziesiąt kroków od pociągu — ucieczka była niemożebną.
Łatwo wyobrazić sobie nasz gniew i wściekłość, skoro zmuszeni byliśmy patrzeć bezczynnie na straszną scenę rabunku i zniszczenia. Indusi zawzięcie siekierami rąbali Steam-House; wkrótce nie pozostało ani śladu