Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/126

Ta strona została przepisana.

gani’ego, który nie domyślał się bynajmniej że jest podejrzywany — i to też Gumi’emu dawało nad nim przewagę.
Przez trzy godziny szli wielkim gościńcem ciągnącym się przez południowy łańcuch Windhyasów i prowadzącym do stacyi Jubbulpore. Mgła nie była tu tak gęsta jak na jeziorze; Gumi miał baczne oko na swego towarzysza i postanowił sobie że za pierwszym podejrzanym ruchem utkwi w piersi jego wielki nóż jaki miał za pasem, aby nie mógł szkodzić pułkownikowi i jego towarzyszom. Ale, niestety! pomimo całej swojej energii, wierny Indus nie mógł postąpić jak zamierzał.
Była to noc bezksiężycowa, tak czarna że o kilka kroków nic dojrzeć nie można było; nagle na zakręcie drogi dał się słyszeć głos jakiś przyzywający Kalagani’ego:
— Kalagani! czy to ty?
— Tak, Nassimie! odrzekł Indus.
W tejże chwlili[1] jakiś dziwny, ostry krzyk rozległ się z prawej strony drogi. Krzyk ten, był to tak zwany „kisri“ jaki wydają jako hasło dzikie plemiona Gondwana, dobrze znane Gumi’emu.

Zaskoczony niespodzianie, Gumi nie wiedział co począć. Gdyby nawet udało mu się zgładzić Kalagani’ego, to nie zdoła oprzeć się całej zgrai Indusów, którym krzyk ten zwiastował aby przybiegli natychmiast. Przeczucie jakieś mówiło mu że powinien uciekać aby przestrzedz towarzyszy. W tym celu powinien coprędzej wracać do jeziora, dopłynąć do Stalowego Olbrzyma i uprzedzić aby nie dopływali do brzegu. I dlatego w chwili gdy Kalagani zwrócił się do oczekującego nań Nassima, odskoczył na bok i znikł w przydrożnych żunglach. Gdy Kalagani powrócił ze swoim wspólnikiem, w zamiarze pozbycia się narzuconego mu przez pułkownika towarzysza, już go nie zastali na drodze.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – chwili.