Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/140

Ta strona została przepisana.

snąć, już znów świeciło jasno. W położeniu nieszczęsnego więźnia najmniejsze wydarzenie mogło ważne sprowadzić następstwa. Pułkownik nie spuszczał oczu z tego światełka; dostrzegł że się migotało i jakby lekki dym wydobywał się z niego, co kazało wnosić że nie była to latarka.
Pewnie któryś z moich towarzyszy, pomyślał pułkownik Munro; może to Gumi!... Ale nie... nie przychodziłby z latarką która mogłaby go zdradzić... Co to być może?...
Plomień zbliżał się powoli. Najpierw przesuwał się około murów starych koszar, i sir Edward obawiał się aby go nie dostrzegli spiący w ich wnętru[1] Indusi. Ale przesunął się niedostrzeżony. Niekiedy, gdy niosąca go ręka zadrgała jakimś gorączkowym ruchem, podniecony płomień żywszym jaśniał światłem. Wkrótce zbliżył się do podmurowania parapetu i błyszczał nad niem jak ognik Św. Elma podczas nocnej burzy.
Teraz pułkownik mógł dojrzeć rodzaj widziadła, bez wyraźnych kształtów „cień“ na który plomień niepewne rzucał światło. Ta przesuwająca się tak istota musiała być okryta jakby długim płaszczem, osłaniającym całą jej postać.
Pułkownik stał nieruchomy, zatrzymując oddech, z obawy aby nie spłoszyć widziadła, nie zgasić światełka kierującego je w ciemności. Był tak nieruchomy jak owo działo zdające się trzymać go w swej paszczy.
Widziadło przemykało się ciągle wzdłuż parapetu — czy nie potknie się o leżącego przy nim Indusa? Nie. Indus leżał z lewej, widziadło zbliżało się do prawej strony, to zatrzymując się, to powoli posuwając dalej.

Nareszcie zbliżyło się o tyle, że pułkownik mógł widzieć je lepiej.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wnętrzu.