— Bądź spokojny, kapitanie, spuść się na mnie, odrzekł Banks szczególniejszym tonem.
I nadawszy ostatni obrót regulatorowi, z kolei i on zeskoczył na ziemię. Wszyscy zaczęli biedz co tchu ku odwachowi, trzymając sztylety w ręku, aby przynajmniej drogo sprzedać swoje życie.
Jakkolwiek pozostawiony samemu sobie, Stalowy Olbrzym posuwał się dalej, ale pozbawiony kierunku, uderzył o skałę wystającą z lewej strony wąwozu, i zatrzymując się nagle, całkiem prawie zagrodził drogę.
Banks i towarzysze jego ubiegli ze trzydzieści kroków, gdy cała zgraja Indusów rzuciła się na Stalowego Olbrzyma, aby uwolnić Nana Sahiba.
W tem nagle rozległ się w powietrzu przerażający huk, potężniejszy od najsilniejszego grzmotu.
Przed samem opuszczeniem wieżycy, Banks dopuścił nadzwyczaj wiele pary; wskutek czego nastąpiło nadzwyczajne ciśnienie, gdy więc Olbrzym uderzył o skałę, para nie mogąc uchodzić przez cylindry, rozsadziła kocioł i szczątki jego z przeraźliwym hukiem rozleciały się na wszystkie strony.
— Biedny Olbrzym! rzekł ze smutkiem kapitan zginął aby nas ocalić!
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/155
Ta strona została przepisana.