Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/157

Ta strona została przepisana.

ciągnionych lokomotywą. Jednak gorący wielbiciel stalowego słonia, kapitan Hod, twórca jego, genialny inżynier Banks, jak równie każdy z uczestników tej niezwykłej podróży, zachowali do końca życia pamięć o „tem wiernem zwierzęciu“ w którego życie prawie uwierzyli. Zawsze brzmiał im w uszach straszliwy odgłos wybuchu który go zniweczył.
To też łatwo pojąć że Banks, kapitan Hod, Fox i Gumi, zapragnęli przed odjazdem zwiedzić miejsca będące widownią tak przerażającej katastrofy.
Jakkolwiek nie potrzeba już było obawiać się bandy Dakoitów, jednak, przez chwalebną przezorność, oddział żołnierzy towarzyszył Banks’owi i jego współtowarzyszom podróży. O jedenastej stanęli u wejścia do wąwozu.
Tu zaraz zobaczyli na ziemi rozszarpane ciała kilku Indusów, tych właśnie którzy rzucili się na Stalowego Olbrzyma, aby oswobodzić Nana-Sahiba. Zresztą z całej bandy najmniejszego nie zostało śladu. Widać nie chcąc wracać do zniszczonej forteczki Ripore, skoro wiedziano już że się w niej ukrywali, ostatni z wiernych do końca Nababowi, rozbiegli się po dolinie Nerbudda.
Co do Stalowego Olbrzyma, wybuch kotła rozsadził go i zniszczył zupełnie. Jedna z ogromnych łap jego leżała dość daleko; część trąby zaryła się w skałę, sterczącą w niej jakby olbrzymia prawica. Tu i owdzie leżały poodrywane kawały stali, śruby, nitable, odłamy cylindrów, szczątki wieży i lokomotywy. Straszne to zniszczenie dowodziło że w chwili wybuchu ciśnienie pary musiało przechodzić dwadzieścia atmosfer.
I oto z tego sztucznego słonia z którego podróżnicy ze Steam-House tak byli dumni, z tego kolosu wywołującego zabobonny podziw Indusów, z tego mechanicznego arcydzieła genialnego inżyniera, z tego urzeczywistnionego