marzenia radży Butanu, pozostał tylko nędzny, nie do poznania szkielet, najmniejszej nie mający wartości.
— Biedny Słoń! zawołał kapitan Hod patrząc na te szczątki ulubionego swego Olbrzyma, i ciężkie westchnienie wydarło się z jego piersi.
— Nie rozpaczaj, kapitanie, rzekł Banks, mogę zbudować innego, potężniejszego jeszcze.
— Wierzę temu, odrzekł kapitan Hod, ale ten już nie powstanie!...
Wtem przyszło im na myśl rozejrzeć się po miejscowości czy nie znajdą jakichś śladów Nana-Sahiba. Gdyby w braku głowy choć ręce znaleźli, to i tak po brakującym palcu, poznać by można Nababa i stwierdzić jego tożsamość; a bardzo pragnęli mieć ten niezaprzeczony dowód śmierci Nana-Sahiba; Balao-Rao już nie żył, nikt więc za niego nie będzie mógł uchodzić. Ale nigdzie nie było ani śladu jego ciała, unieśli je widać fanatyczni wielbiciele.
Oto jakie pociągnęło to za sobą następstwa: ponieważ nie było pewnego dowodu śmierci Nababa, legenda o nim odzyskała swe prawa, i niepochwycalny Nana Sahib zawsze żyć będzie w pamięci ludności Indyi środkowych, zanim nareszcie zaliczony zostanie do rzędu nieśmiertelnych bożków.
W każdym razie, ani Banks, ani towarzysze jego nie mogli przypuszczać, aby dawny przywódzca mógł uniknąć śmierci, spowodowanej wybuchem kotła.
Przed powrotem na stacyę, kapitan Hod podniósł z ziemi odłamek trąby ulubionego swego Stalowego Olbrzyma, aby go zachować jako drogą pamiątkę.
Nazajutrz, dnia 4 października, wszyscy opuścili Jubbulpore w odzielnym wagonie, który oddano do rozporządzenia pułkownika Munro i jego towarzyszy. We
Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/158
Ta strona została przepisana.