Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Ale w tej podróży nie dostrzeżono żadnego śladu od brzegu rozciągającego się od przylądka Matifou do granic Tunisu, ani morskiego miasta Dellys, zbudowanego anfiteatralnie, ani na horyzoncie łańcucha gór Jurjura, których najwyższe szczyty wznosiły się na trzy tysiące pięćset metrów, ani miasta Bougie, ani stromych pochyłości Gouraga, ani góry Adrar, ani Didiela, ani gór Małej Kabylii ani Tritonu starożytnych, tej grupy siedmiu przylądków, których najwyższy szczyt dochodził do tysiąca stu metrów, ani Collo, starożytnego portu Konstantyny, ani Storu, teraźniejszego portu Philippeville, ani Bone, rozsiadłej nad zatoką, mającą czterdzieści kilometrów otworu. Nie ujrzano nic ani z przylądka Garde, ani z przylądka Rose, ani grzbietów gór Edough, ani piaszczystych ław nadbrzeżnych, ani Mafrag, ani Calle, słynnego z przemysłu swych koralników; a gdy po raz setny zapuszczano sondę na dno, nie przyniosła ona ani jednego nawet okazu owych ślicznych zoofitów morza Śródziemnego.
Natenczas hrabia postanowił żeglować dalej ku wybrzeżu tunetańskiemu aż do przylądka Blanc, to jest do najbardziej wysuniętego na północ punktu Afryki; czy też w tem miejscu morze, ściśnięte między stałym lądem afrykańskim a Sycylią, nie przedstawi jakiej szczególności, którą wypadnie zanotować.
Dobryna zatem trzymała się w kierunku trzydziestego siódmego stopnia szerokości i dnia 7 lutego przepłynęła siódmy stopień. Długości.
Oto są powody, które skłoniły hrabiego,