rzeźbione na sposób arabski, ale te upiększenia nie miały żadnej wartości.
W środku, wznosił się właściwy grobowiec wielkiej prostoty. Nad nim wisiała ogromna srebrna lampa, w której jeszcze zawierał się wielki zapas oliwy, a w niej pogrążony gruby zapalony knot.
Tej to lampy światło zwróciło w nocy uwagę kapitana Servadac.
Grobowiec nie był zamieszkały. Jego dozórca — jeżeli miał kiedy dozorcę — zginął bezwątpienia w chwili katastrofy. Od owego czasu schroniło się tam kilka kormoranów; ptaki te odleciały na południe, gdy przybyli weszli.
Na rogu grobowca leżała książka do nabożeństwa. Książka ta, w języku francuskim, rozłożona była w miejscu specyalnych modlitw na dzień 25 sierpnia.
Nagle rozjaśniło się w umyśle kapitana Servadac. Punkt morza Śródziemnego w którym znajdowała się ta wysepka, ten grobowiec, teraz osamotniony wśród morza, stronica, na której książka była otwarta, wszystko to wyjaśniło mu w jakiem miejcu znajdował się z towarzyszami.
— Grobowiec świętego Ludwika, panowie! — powiedział.
Tam w samej rzeczy umarł król francuski. Tam od dwóch przeszło wieków ręce francuskie otaczają jego grobowiec czcią pobożną.
Kapitan Servadac uchylił się przed grobowcem, a dwaj towarzysze naśladowali go z uszanowaniem.
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/113
Ta strona została przepisana.