Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/115

Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ XII.

W którym postępując zrazu po marynarsku, w końcu porucznik Prokop spuszcza się na wolę boską.




Wystraszone kormorany, odlatując z grobowca, zwróciły lot swój ku południowi. Może kierunek ten wskazywał, iż istnieje w tamtej stronie jaka niedaleka ziemia. Tej nadziei pochwycili się żeglarze na Dobryni.
W kilka godzin po opuszczeniu wysepki, galiota żeglowała po nowych wodach, których płytki pokład okrywał teraz półwysep Dekhul, niegdyś oddzielający zatokę tunetańską od zatoki Hamamut.
We dwa dni potem, napróżno wyszukując brzegów tunetańskiego Sahel, dopłynęła do trzydziestego czwartego stopnia, który w tem miejscu powinien był przecinać zatokę Gabes.
Nie pozostało ani śladu wału, do którego przed sześcią tygodniami dotykał kanał morza Saharskiego, a płynna przestrzeń rozpościerała się jak okiem zajrzeć na wschód.
Nakoniec dnia 11 lutego rozległ się na ga-