Bo brygadier Henage Finch Murphy i major sir John Temple Oliphant nigdy nic nie ryzykowali i we wszystkich wypadkach rządzili się dojrzałem zastanowieniem.
Brygadyer Murphy i major Oliphant byli to dwaj szanowni oficerowie armii angielskiej, losem złączeni na odległej stacyi i rozweselający sobie wolne chwile grą w szachy. Oba czterdziestoletni, oba słusznego wzrostu, oba włosów rudych, o twarzach ozdobionych najpiękniejszemi faworytami, które końcami swemi łączyły się z wąsami, zawsze w mundurze, zawsze flegmatyczni, dumni z tego, że są Anglikami i przez wrodzoną dumę, nieprzyjaciele wszystkiego co nie angielskie, chętnie przypuszczali, że Anglo-Saksonowie ulepieni są ze szczególnej gliny, dotąd wymykającej się wszelkiej analizie chemicznej. Być może, iż były to dwa strachopudy, ale z rodzaju tych, których obawia się ptactwo i które doskonale ochraniają pole powierzone ich pieczy. Tacy Anglicy czują się zawsze u siebie, nawet gdy los rzuci ich o kilka tysięcy mil od rodzinnego kraju; są bardzo zdolni do kolonizacyi i kolonizowaliby księżyc, gdyby tylko zdołali zatknąć na nim sztandar brytański.
Kataklizm, który tak głęboko zmodyfikował część kuli ziemskiej, spełnił się, niewywoławszy szczególnego zdziwienia ani w majorze Oliphancie, ani w brygadyerze Murphym, dwóch typach prawdziwie wyjątkowych. Nagle znaleźli się oni osamotnionymi z jedynastu ludźmi swego posterunku, który zajmowali podczas katastrofy; a
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/128
Ta strona została przepisana.