który ukaże się przed wyspą. Papier ten miał napis.
Ale żaden statek nie ukazywał się; nastąpił dzień 18 lutego, a komunikacya między wysepką a zarządem stołecznym nie została przywrócona.
W dniu tym brygadier Murphy, przebudziwszy się, tak przemówił do majora Oliphanta.
— Dziś jest uroczystość droga każdemu prawdziwie angielskiemu sercu.
— Wielka uroczystość, odrzekł major.
— Nie sądzę, — zaczął znowu brygadier— by szczególne okoliczności, w jakich znajdujemy się, przeszkadzały dwom oficerom i dziesięciu żołnierzom zjednoczonych królestw do uczczenia rocznicy imienin królewskich.
— Nie sądzę, — odrzekł major Oliphant.
— Jeżeli jej królewska mość nie skomunikowała się dotąd z nami, to znaczy, że nie uznała tego jeszcze za właściwe.
— Bez wątpienia.
— Szklaneczkę porto majorze?
— Chętnie, brygadyerze.
Wino to, jakby specyalnie stworzone dla konsumcyi angielskiej, znikło w tej brytańskiej otchłani, którą pospólstwo angielskie nazywa „połapką na ziemniaki“, a którą również słusznie możnaby nazwać „zgubą wina porto“.