afrykańskiej, na wysokości dwudziestej drugiej paraleli.
A teraz, czy porucznik Prokop miał słuszność, upierając się przy tym nowym systemie? Czy naprawdę kawał został oderwany od kuli ziemskiej? Trudno było to zdecydować. Rozwiązanie tego zadania należało do przyszłości; ale może nie będzie zbyt zuchwałem twierdzenie, że jeżeli porucznik Prokop nie odkrył całej prawdy, to przynajmniej zrobił krok ku niej.
Dobryna znowu znalazła się w warunkach pomyślnej pogody, po za wązką ciaśniną, łączącą dwie kończyny Śródziemnego morza w okolicy Gibraltaru. Wiatr sprzyjał, a przy podwójnem działaniu jego i pary, szybko pożeglowała ku północy.
Mówimy północy, a nie wschodu, ponieważ brzeg hiszpański znikł całkiem, przynajmniej w części między Gibraltarem a Alicante. Ani Almeria, ani przylądek Gata, ani przylądek Palos, ani Kartagena nie zajmowały już miejsca wskazanego im przez geografię. Morze pokryło całą tę część półwyspu hiszpańskiego i galiota musiała posunąć się aż na wysokość Sewilli aby znaleźć znowu, nie brzeg Andaluzyi, ale skałę, podobną do tej, jaką już widziała po za Maltą.
Poczynając od tego punktu, morze zagłębiało się daleko w nowy kontynent, tworząc kąt ostry, którego szczyt powinien był zajmować Madryt. Potem brzeg, wydłużając się ku południowi, wsuwał się znowu w dawniejszą zatokę i zaginał jak szpon, zagrażający wyspom Balearskim.
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/159
Ta strona została przepisana.