Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/186

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie przyjmując ich lepiej, dorzucił hrabia.
— Bezwątpienia, panie hrabio, — odrzekł kapitan Servadac — gdyż właściwie niemasz tu różnic narodowości.
— O, — rzekł hrabia, kiwając głową, — Anglik wszędzie jest Anglikiem.
— Ba! — odrzekł Hektor Servadac — jest to ich wadą i zarazem zaletą!
Tak postanowiono zachować się względem załogi gibraltarskiej. Zresztą, choćby nawet chciano zawiązać pewne stosunki z tymi Anglikami, to byłoby to niemożebnem w obecnej chwili, gdyż Dobryna nie mogłaby bez narażenia się powrócić ku wysepce.
W samej rzeczy! temperatura zniżała się stopniowo. Porucznik Prokop nie bez niespokojności przekonał się, że morze lada chwila może sciąć się dokoła statku. Oprócz tego składy węgla, wskutek żeglugi pełną parą, powoli wypróżniały się i wkrótce mogło zabraknąć paliwa, gdyby się go nie zaoszczędzało. Obie te przyczyny, niezaprzeczenie bardzo ważne, przedstawione zostały przez porucznika, i postanowiono, że żegluga nadbrzeżna przerwana zostanie na wysokości punktu wulkanicznego. Po za nim brzeg zwracał się ku południowi i gubił się w bezgranicznem morzu. Zapuszczać się z Dobryną, której wkrótce miało zabraknąć węgla, na ocean, wkrótce mogący zamarznąć, mogło być zgubnem. Zresztą prawdopodobnem było, że w całej tej części Galii, dawniej zajętej przez pustynię afrykańską, nie znaj-