była utworzona, miała przymiot przewodnika ciepła, jak gdyby była metaliczną.
— Widzicie, panowie — powtarzał Hektor Servadac, — tam wewnątrz znajduje się prawdziwy kaloryfer!
Nakoniec ogromne światło rozjaśniło ponury korytarz i ukazała się przestronna pieczara, cała promieniejąca. Temperatura była tam bardzo wysoka, ale znośna.
Wskutek jakiego fenomenu zagłębienie to, wykute w gęstej masie, posiadało owo światło i tę temperaturę? Poprostu strumień lawy wpadał
tędy w zatokę, szeroko otwartą ku morzu! Rzekłbyś, że to płachty centralnych wód Niagary zwieszające się w sławnej grocie wiatrów. Tylko ta
zasłona nie była płynną, lecz z płomieni rozpostartych przed szeroką zatoką.
— O, nieba opatrzne! — zawołał kapitan Servadac, — nie żądałem od was tak wiele!
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/228
Ta strona została przepisana.