Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/229

Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ XXI.

W którym ujrzymy jak miłą niespodziankę robi natura pewnego pięknego wieczora mieszkańcom Gallii.




Pieczara ta, było to w samej rzeczy cudowne pomieszkanie, ogrzane, oświetlone, gdzie łatwo pomieścić się mógł cały niewielki światek Galii. I nie tylko Hektor Servadac i jego „podwładni“, jak lubił wyrażać się Ben-Zuf, mogli tam mieszkać wygodnie, ale i dwa konie kapitana i znaczna ilość zwierząt domowych mogła tam znaleść schronienie aż do końca zimy galickiej — jeżeli zima ta miała mieć jaki koniec.
Ogromne to zagłębienie — zaraz to poznano — było, powiedziawszy prawdę, tylko ujściem utworzonem przez dwadzieścia korytarzów, które rozgałęziając się w głębi masy tu się schodziły. Ciepłe powietrze podnosiło się tam do temperatury znacznie wysokiej. Rzekłbyś, że w samej rzeczy gorąco przesiąkało przez mineralne pory góry. Otóż pod temi grubemi sklepieniami w zabezpieczeniu od wszelkich niedogodności klimatu podbiegunowego, przezwyciężając zimno, choćby to było największem, wszystkie żywe istoty no-