cnej asteroidy znajdowały pewne schronienie — dopóki wulkan był czynnym. Ale jak słusznie zauważył hrabia, żadna inna góra wybuchająca ogniem nie była dostrzeżona podczas podróży Dobryny przy obwodzie nocnego morza i jeżeli ten jeden otwór służył za ujście wewnętrznemu ogniowi Galii, to wybuch widocznie mógł trwać całe wieki.
Szło więc o to, by nie tracić ani dnia, ani nawet godziny. Podczas gdy Dobryna mogła jeszcze żeglować, należało powrócić na wyspę Gurbi, wybrać się z niej prędko, przenieść na nową siedzibę ludzi i zwierzęta, umieścić zboże i furaż i ostatecznie ulokować na Gorącej Ziemi, nazwisko bardzo słusznie nadane tej wulkanicznej części przylądka.
Szalupa tego samego dnia powróciła na wyspę Gurbi i zaraz następnego dnia wzięto się do dzieła.
Chodziło o wielkie przezimowanie; na wszelkie wypadki trzeba było przygotować się. Tak jest, przezimowanie wielkie, długie, może nieskończone, nierównie groźniejsze, aniżeli owe sześć miesięcy nocy i zimy, jakie wytrzymują żeglarze na morzach arktycznych! Bo któż w samej rzeczy mógł przewidzieć chwilę, w której Galia wyzwoloną zostanie z lodowych więzów? Kto mógł powiedzieć, że w ruchu swym idzie ona po linii eliptycznej i kiedyś znowu zbliży się do słońca?
Kapitan Servadac zawiadomił swych towarzyszów o szczęśliwem odkryciu, jakie zrobił. Nazwisko „Gorącej Ziemi“ przyjęte zostało radośnie
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/230
Ta strona została przepisana.