Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/020

Ta strona została przepisana.

gwieździe, której doznaliśmy uderzenia, nadał on nazwę Galii.
— To widoczna!
— Bardzo dobrze, kapitanie; jest jednak pewna rzecz, której nie mogę sobie wytłumaczyć.
— A to jakiej?
— Tej, że nasz uczony więcej zajmował się kometą, aniżeli odłamem, który go unosił w przestrzeni.
— O, hrabio! — odrzekł kapitan Servadac — pan wiesz jakimi oryginałami bywają niekiedy tacy fanatycy nauki, a mój profesor jest oryginałem pierwszorzędnym!
— Zresztą — zauważył porucznik Prokop — bardzo być może, że wyrachowanie elementów Galii zrobione było przed uderzeniem. Profesor mógł widzieć zbliżenie się komety i obserwować go przed katastrofą.
Uwaga porucznika Prokopa była słuszną. W każdym razie hypoteza kapitana przyjętą została w zasadzie. Wszystko więc redukowało się do tego: kometa, przecinając ekliptykę, potrącił o ziemię w nocy z 31. grudnia na 1. stycznia i uderzenie oddzieliło od kuli ziemskiej ogromny odłam, poruszający się od tego czasu w przestrzeni planetarnej.
Jeżeli członkowie akademii nauk w Galii nie pochwycili całej prawdy, to zdaje się, że przynajmniej byli niedaleko od niej.
Tylko Palmiryn Rosette mógł w zupełności rozwiązać zadanie.