Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/068

Ta strona została przepisana.

humorze powrócił na swój statek i nastąpiła zmiana w jego myślach. Zważywszy szczegóły przytoczone przez profesora, że były tak dokładne, nie mógł on już powątpiewać i nie powątpiewał. Czuł się uniesionym przez jakiegoś wędrownego kometę na miliony mil od ziemi, na której robił tak korzystne interesa!
Znalazłszy się w położeniu, będącem po za obrębem wszelkich ludzkich przewidywań, powinien był on zmodyfikować swe idee i charakter, wejrzeć w samego siebie, powrócić do uczuć lepszych względem swoich bliźnich, których Bóg, w łasce swojej pozostawił mu, i nie poczytywać ich tylko za materyał do użytku na swoją wyłącznie korzyść.
Nic się podobnego me stało. Gdyby Izaak Hakhabut odmienił się, w takim razie nie byłby doskonałym wzorem tego, czem może stać się człowiek o sobie tylko myślący. Przeciwnie, stwardniał on jeszcze i myślał o tem tylko, jakby wyzyskać do ostateczności sytuacyę. Znał on dość kapitana Servadac, by być pewnym, że ten nie pozwoli mu zrobić żadnej krzywdy; wiedział, że mienie jego znajduje się pod opieką francuskiego oficera i że wyjąwszy wypadków nadzwyczajnych, nic mu się złego nie stanie. Owoż zdawało się, że takie wypadki nadzwyczajne zajść nie mogą, i oto jak Izaak Hakhabut zamierzał wyzyskać swoją sytuacyę.
Szanse powrotu na ziemię, chociaż tak niepewne, zasługiwały jednak poniekąd na to, by je wziąć pod rozwagę. Z drugiej strony złota i srebra