Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/098

Ta strona została przepisana.

który tak mi jest potrzebny... panowie chcą go wynająć na dzień?
— Na jeden dzień.
— A co panowie zapłacą za wynajęcie?
— Dwadzieścia franków — odpowiedział hrabia. — Czy przystajesz na tę cenę?
— Niestety!... nie mam możności odmówienia — mruknął Izaak Hakhabut składając ręce. — Muszę się zrezygnować.
Układ został zawarty i widocznie ku wielkiemu zadowoleniu Izaaka. Dwadzieścia franków za wynajęcie, sto franków zastawu, a wszystko we francuskiem złocie! O! Izaak Hakhabut nie sprzedałby swego prawa starszeństwa za miskę soczewicy, chybaby to była soczewica z pereł!
Handlarz, powiodłszy dokoła podejrzliwym wzrokiem, wyszedł z kajuty, by przynieść bezmian.
— To człowiek! — zawołał hrabia.
— O, tak! — odrzekł Hektor Servadac — jestto osobliwość w swoim rodzaju.
W tej chwili prawie powrócił Izaak Hakhabut, przynosząc żądane narzędzie pod pachą.
Były to szalki ze sprężyną i zaopatrzone w haczyk do zawieszania przedmiotu, mającego być ważonym. Wskazówka posuwająca się po kole porozdzielanem, oznaczała wagę. A zatem, jak to zauważył Palmiryn Rosette, stopnie, które wskazywał taki instrument, były zupełnie niezależne od wszelkiej ciężkości. Wyrobiony do ważenia rzeczy na ziemi, oznaczałby on tam kilogram wagi każdego przedmiotu, kilogram ważą-